Dlaczego wcale nie chcesz mieć pyrka?

Straszliwy okres dojrzewania Vigo

Zdecydowałam się zamieścić kilka prawdziwych historii o Vigo, bo jak się mówi ludziom, że pyrki długo dojrzewają i są w tym czasie okropne, to tylko kiwają głowami i stwierdzają, że rasy pasterskie tak mają i już. No więc kilka z życia wziętych przykładów: 

 

1. W najgorszym okresie, jakoś tak między 7 a 9 miesiacem życia, Vigo ni stąd ni zowąd zagapiał się w przestrzeń i przestawał reagować na cokolwiek. Przerażało mnie to śmiertelnie, bałam się, że ma jakieś ataki petit mal albo coś w ten deseń. A jak nie przerażało, to było mega wkurniające.

 

2. Kiedyś byłam na zawodach i w pobliżu budynku były kontenery na śmieci. Kilka z nich stało razem i były ok, jeden stał kawałek dalej i był PRZERAŻAJĄCY. Vigo szczekał na niego jak oszalały i nie chciał się do niego zbliżyć, więc skończyło się na tym, że ja musiałam podejść bliżej i klepać śmierdzący kontener ze słowami "Dobry kubeł... dobry kubeł". 

 

3. W starym mieszkaniu miałam żaluzje w oknach. Otwierałam je codziennie rano i codziennie wieczorem zamykałam. Pewnego ranka, gdy Vigo miał z 1,5 roku (widział więc cały ten proces z jakieś 400 razy), gdy ruszyłam żaluzje, Vigo dostał zawału serca ze strachu. Dyszał, nie chciał brać smaczków, nie reagował na znane komendy.... zajęło nam 2 tygodnie, zanim zaczął się zachowywać normalnie - i zaczynaliśmy od tego, że ja w jednym pokoju karmiłam Vigo, a ktos w drugim ruszał żaluzjami...

 

4. Byłam na wielkiej wystawie psów, mnóstwo ludzi, harmider, mnóstwo psów. Vigo był bardzo dzielny i w ogóle się tym nie przejmował, aż tu nagle zobaczył taką małą aluminiową drabinę, która najwyraźniej chciała go zamordować. Pół sernika poszło na przekonanie go, że jednak można w jej pobliżu bezpiecznie przebywać.

 

5. Czasami zabierałam Vigo do pracy, lubił moich współpracowników, pozwalał im się głaskać etc. Ale potem koleżanka poszła do przedpokoju i wróciła w  płaszczu - no to przecież zupełnie obca osoba była i trzeba było na nią naszczekać! Swoją drogą, to mu trochę zostało - jak mamy gości i ktoś wyjdzie do toalety, to po wyjściu z toalety jest obcy i trzeba naszczekać.

 

Nie pamiętam wszystkiego. Było mnóstwo sytuacji, gdy wystraszył się czegoś, koło czego przechodził wcześniej tysiące razy bez żadnej reakcji, setki razy wystraszył się czegoś, co tylko on widział, dzisiątki razy, gdy byliśmy na zawodach i na przykład zaczynało padać i sędzia zakładał kaptur, Vigo uznawał, że w takim razie jest podejrzany i trzeba wydrzeć mordę. Takie sytuacje zdarzały się coraz rzadziej w miarę jak dojrzewał i teraz nie zdarzają się prawie wcale (nie licząc gości wychodzących z kibelka i poduszek z kanapy, które od lat czyhają na jego życie). Ale mniej więcej do trzeciego roku życia bywał okropny i wcale nie byłam pewna, czy mu to przejdzie. Najgorsze było to, że naprawdę nie sposób było tego przewidzieć: jednego dnia był idealny, drugiego zachowywał się jak kosmita, który właśnie przybył na ziemię i nigdy nie widział ludzi, psów, samochodów, drzew etc. 

 

Straszliwe opowieści innych

Coraz więcej ludzi pyta mnie o pyrkowe szczeniaki, prosi o polecenie hodowcy i tak dalej. Większość z nich chce psa "do agility" i wydaje im się, że pyrek to dobry wybór, bo wiele z nich odnosi teraz sukcesy. Śmiertelnie mnie to przeraża, bo na ogół nie widzieli oni wielu godzin pracy, włożonej w wyszkolenie tych psów na takim poziomie, a co gorsza, nie widzieli psów, które nie odniosły takich sukcesów. Poza tym uważam, że popularność nigdy żadnej rasie nie wyszła na dobre i że owczarki pirenejskie to naprawdę nie jest rasa dla każdego. Wiem, że odpowiedzialny hodowca jakiejkolwiek innej rasy powie dokładnie to samo i zapewne jest to prawda, ale naprawdę istnieją na świecie łatwiejsze psy. 

 

Uświadomiłam sobie jednak, że ja mogę sobie gadać i zniechęcać, i tak nikt mi nie uwierzy, bo uważam, że to najcudowniejsza rasa na świecie, mieszkam z pięcioma pyrkami i uważam ich wygłupy za raczej zabawne. Tak więc razem z Natalią, właścicielką Joy, doszłyśmy do wniosku, że trzeba poprosić o pomoc osoby, które pyrki znają i nie chciałyby ich mieć za żadne skarby świata :) - i żeby to one opowiedziały, dlaczego to nie jest rasa dla każdego. No to jedziemy :). 

Monika

  • bo drą ryjki bardziej niż Fama,
  • bo kradną jedzenie bardziej niż Fama,
  • bo z zaskoczenia skaczą, a jak chcesz takiego przytulić, to może nie chcieć się tulić,
  • bo są śliczne dopiero po premedykacji,
  • bo po kilku dniach z Bravką można pragnąć pyrka, ale potem się popatrzy na Vigusia i wszystkich razem i się odechciewa.

Ania, przyjaciółka Natalii

Piszę swoje przemyślenia na prośbę zapyrzonych znajomych, którzy pomimo doskonałej znajomości specyfiki tej rasy są w nich tak zakochani, że sami przyznają, że ciężko im kogokolwiek zniechęcić do pyrki. A pyra zdecydowanie nie jest psem dla każdego. Zacznę od tego, że sama jestem typowym miłośnikiem terierów, memu sercu najbliższe są teriery typu bull, a sama mam bedlingtona i dla mnie to psi ideał. Jednak moja przyjaciółka uwielbia owczarki, ma szetlanda i pyrę właśnie – a że widzimy się codziennie, to chcąc nie chcąc wszystkie psy są ‘nasze’. Do tego od kilku lat dzięki niej bywam jako obserwator na treningach agility, zawodach, chodzę na spacery z borderami, malinami itd., więc w miarę możliwości poznałam te rasy i owczarkowy temperament. 

 

Owczarek pirenejski pojawił się u przyjaciółki niejako przez przypadek – czekała na szczenię innej rasy, coś nie wypaliło, pojawiła się możliwość wzięcia pyry. Skonsultowała się z kilkoma osobami i w taki sposób pojawiła się u nas Joy. Ja osobiście o rasie wiedziałam tyle, co nic. Wydawało mi się, że to będzie taka alternatywa dla bordera, tylko łatwiejsza. O ja naiwna! Przyjechał śliczny szczeniaczek, zakochałam się w tym małym chomiku, byłam pewna, że wyrośnie z tego najsłodszy pies świata! Do tego z taką socjalizacją i szkoleniem, jakie zapewnia psom Natalia, w ogóle nie powinno być żadnych problemów. Ale szybko okazało się, że z pyrą nic nie jest takie, jak z ‘normalnym’ psem. Nawet obecnie, gdy Joy ma ponad trzy lata, ciężko mi się z nią żyje, a przez pierwsze 1,5 roku jej życia było dla mnie całkowicie nie do ogarnięcia, co się dzieje w jej głowie i z czego wynikają jej reakcje.

Dodam, że miałam wcześniej na DT agresywnego do psów psa w typie amstaffa, a obecnie mam pieska w typie pudla, który trafił do mnie jako skrajnie lękliwe zwierzątko (bał się trawy, schodów, ludzi, psów, autobusów, ruchu ulicznego - bał się wszystkiego, a lęk separacyjny ma do dziś). Mam do psów wiele cierpliwości i sprawia mi wiele satysfakcji praca z nimi ale… Po tygodniu mieszkania z Joy zarówno ja jak i ona nadajemy się do wariatkowa. Jest naprawdę bardzo wrażliwa, a do tego pobudliwa i żywiołowa. Swoje schizy przeżywa równie żywiołowo. Ale nie to jest największym problemem – najgorsze jest to, że zazwyczaj ja po prostu nie rozumiem, o co jej chodzi. Sto razy przejdzie koło czegoś obojętnie, a za sto pierwszym się panicznie tego przestraszy. Zdarza się, że podczas spokojnego spaceru w lesie stanie w miejscu i zacznie ze strachem szczekać w niebo. Wiadomo, że psa należy wycofać ze zbyt stresującej sytuacji, ale co zrobić, kiedy nie wiadomo, co wywołuje lęk? Z drugiej strony po chwili wszystko jest w porządku, bo ojeeej, przeleciał motylek, i już pyra myśli o czym innym. Jest mocno nierówna i pełna sprzeczności. Z jednej strony nie potrafi się skupić na kawałku mięsa trzymanym przed jej nosem, a z drugiej gdy targetuje, to można tym mięsem w nią rzucać, a ona nawet nie drgnie. Ma problemy z kontrolowaniem się, na przykład ona wie od szczeniaka, że nie może mnie lizać (żadnym psom na to nie pozwalam), ale ona MUSI. Widać, że próbuje się powstrzymać, ale pyra bardzo łatwo ulega impulsom. Do tego ma ogromne problemy z samodzielnym myśleniem, kiedyś praktycznie niemożliwa była nauka za pomocą kształtowania. Jeżeli przez przypadek zamknie się ją w pokoju, to pół dnia nie da znać, że tam jest – bo skoro ktoś ją tam zamknął, to widać ma tam siedzieć, więc siedzi do oporu. No, jest jeden wyjątek: bardzo samodzielnie podejmuje decyzję odnośnie tego, czego się boi i jak na taką sytuację zareagować. Najcięższe jest to, że często nie wiadomo, co wpłynie na takie a nie inne zachowanie Joy, nie można przewidzieć, jak się w danej sytuacji poczuje i zachowa. Nie można zakładać, że regularna praca nad konkretnym problemem go rozwiąże, bo często nie wiadomo, jakie czynniki u  niej ten problem wywołują.

Natalia przez długi czas miała bardzo ciężkie chwile z Joy, żeby nie powiedzieć, że wpadła w depresję i poważnie zastanawiała się nad tym, czy da radę wyprowadzić tego psa na prostą, czy jest sens treningów agility i czy pyra się zwyczajnie u niej nie męczy. Teraz mają super relację, a Joy na torze daje czadu, ale nie widać, ile łez i ciężkiej pracy (czasem wydawało by się, że beznadziejnej, bo nawet trenerzy stawiali na Joy kreskę) w tego psa włożyła, żeby teraz ktoś mógł podziwiać biegającą pyrę i myśleć sobie, że on „też taką chce”. Wiem, że jak na pyrę Joy jest fajnie ogarnięta – i to mnie chyba najbardziej przeraża. NIE MOŻNA liczyć na to, że nam się trafi super-pyra (jak Brava), bo to jest może 1% pyr. Musimy założyć, że trafi do nas bardzo trudny we współżyciu i wychowaniu pies, wtedy najwyżej pozytywnie się rozczarujemy (w co osobiście wątpię :P). Dla mnie pyry pasują na wsi, gdzie mają swoją łąkę, swoje stado, swoją rodzinę, a poza tym święty spokój. W mieście jest tyle bodźców, rozproszeń, stresorów, że często je to zwyczajnie przerasta.

Osobiście NIKOMU nie polecam pyry, chyba że jest masochistą – to proszę bardzo. Ale jednak proponuję najpierw spędzić chociaż tydzień w towarzystwie czyichś pyr, i to nie tych zajebistych, ale przeciętnych, zwykłych pyr (czyli nie mocnych psychicznie, odważnych i stabilnych – bo pyry takie po prostu NIE SĄ). Pyry to jacyś dziwni kosmici i trzeba być równie walniętym, żeby się na nie decydować.

 

Naprawdę niewiele osób jest gotowych na bardzo wrażliwego psa z tak dziwną, nie-psią psychiką, bo gdy pojawia się problem, to niejeden behawiorysta rozkłada ręce, a co mówić o zwyczajnym właścicielu. Który zostaje sam na sam z problemem i psem, z którym ciężko mu się żyje na co dzień, a i trenowanie z nim nie tylko nie daje satysfakcji, ale frustruje i zniechęca – a powiedzmy sobie szczerze, większość osób zainteresowanych pyrami szuka psa sportowego. Na koniec dodam, że często zajmuję się pyrą na co dzień, a mimo tego, że zna mnie od szczeniaka nie zachowuje się przy mnie tak stabilnie, jak przy Natalii. Potrafi cały dzień się bać – a ja nie wiem czemu. Potrafi zacząć szczekać bez powodu – a ja nie wiem czemu. Potrafi załatwić się na środku pokoju, mimo że była ze mną przed chwilą na spacerze (na którym oszczekuje wszystkie napotkane psy i większość ludzi) – a ja nie wiem czemu, i co najbardziej frustrujące, jak jej pomóc.

Ten tekst z założenia miał zniechęcać do kupna pyry, więc nie zachwala zalet rasy, tym bardziej na koniec chcę dodać, że mimo ciężkiej relacji z Joy bardzo ją kocham (choć jak po trzech latach dalej boi się przejść przez przedpokój wyłożony kafelkami, to mam chwile zwątpienia ) i piszę to wszystko dlatego, że bardzo nie chciałabym, żeby jakaś pyra trafiła do kogoś, kto będzie się z nią przez kilkanaście lat męczył, a ona z nim.